Zmienia się pora roku, więc musimy kupować więcej. A to nowe buty, a to kurtkę czy lżejszy płaszczyk. No i oczywiście musimy pomyśleć o dzieciach, które z wszystkiego powyrastały.
Właśnie z takim założeniem, by obkupić 10-letniego syna, na zakupy wybrała się pani Anna, nasza Czytelniczka.
- Na mojej liście była m.in. bielizna, T-shirty, dresy i trampki na rzep - wylicza kobieta. - Pojechałam do galerii handlowej i przeszłam się po sieciówkach, bo tam jest najtaniej. W jednym z takich sklepów wzięłam kilka rzeczy, w sumie za prawie 180 złotych. Dopiero w domu analizując paragon zauważyłam, że za trampki policzono mi 20 złotych więcej niż cena widniejąca na półce.
Pani Anna zdecydowała, że nie da się nabijać w butelkę. Wróciła do sklepu i jeszcze raz sprawdziła ceny. Trampki dla syna stały na półce z ceną 39,99 zł. Na paragonie natomiast nabito jej kwotę 59,99 zł.
- Poszłam do kasy wyjaśnić tę sprawę. Ekspedientka zawołała kierowniczkę, a ta nie robiąc żadnych problemów kazała zwrócić nadpłacone pieniądze. Tłumaczyła się przy tym i przepraszała. Podobno zawiodła sieć informatyczna, do której podłączona jest sklepowa kasa. Ceny się nie uaktualniły, gdy wprowadzono promocję - relacjonuje pani Anna.
Podobną historię miała inna nasza Czytelniczka, ale jej już nie tak łatwo było odzyskać nadpłacone pieniądze. W jednej z sieciówek handlujących multimediami kobieta kupiła grę komputerową dla siostrzenicy. Ucieszyła się, bo była akurat w promocji. Zamiast 150 zł kosztowała 119,99 zł.
- Poszłam do kasy, a oni każą mi płacić cenę bez obniżki. Na moje pytanie „dlaczego”, odpowiadają, że promocja skończyła się dzień wcześniej, ale pracownicy zapomnieli na czas zdjąć z półek informacji na ten temat. Ja im wówczas mówię, że mnie kwestie organizacji pracy w sklepie nie obchodzą i chcę zapłacić tyle, ile widniało na półce przy grze - opowiada o swoim sporze przy kasie torunianka. - Na to wszystko wezwano kierowniczkę sklepu, która była wyjątkowo nieprzyjemna. W końcu z wielką łaską rabat uwzględniła, ale przy innych klientach nazwała mnie pazerną. Powiedziała też, że różnicę w cenie na niekorzyść sklepu potrąci pracownikom z pensji. Czułam się bardzo niekomfortowo.
Wiesława Szatkowska, szefowa Inspekcji Handlowej w Toruniu temat cen różnych na półce i przy kasie zna bardzo dobrze.
- Mamy sporo takich sygnałów, głównie z dużych sklepów. Czasem dotyczą one towarów spożywczych, a czasem odzieży czy butów - mówi. - Za każdym razem podejmujemy interwencję na miejscu, a pokrzywdzeni klienci odzyskują niesłusznie naliczone pieniądze.
Wiesława Szatkowska podkreśla też, że w kwestiach cen sklep nie ma żadnego pola manewru.
- Klient zawsze płaci tyle, ile widnieje na produkcie. To, co sprzedawcy wyjdzie przy kasie, to już nie problem konsumenta - dodaje szefowa Inspekcji Handlowej.
Elementarną zasadą leżącą w interesie każdego klienta jest wzięcie paragonu potwierdzającego transakcję. W przypadku konieczności reklamowania towaru posłuży on jako dowód zakupu w tym konkretnym miejscu.
I jeszcze jedna bardzo istotna kwestia. Każde zakupy powinny być przemyślane.
- Polskie prawo nie przewiduje zwrotów pełnowartościowych towarów. To, czy sprzedawca przyjmie sukienkę, która przestała się nam podobać, jest tylko jego dobrą wolą - przestrzega Wiesława Szatkowska. - Zwroty przyjmowanie są w niektórych sieciach handlowych, ale też warto się upewnić, w jakim terminie i na jakich warunkach.
W sytuacjach spornych zawsze można się zwrócić z prośbą o pomoc do Inspekcji Handlowej. Jej pracownicy podejmą interwencję, a jeśli mamy rację, sklep będzie musiał zwrócić nadpłacone pieniądze. Nie zapominajmy o paragonach, które pozwolą nam udowodnić, że konkretny towar kupiliśmy w tym właśnie sklepie. Prawo do reklamowania towaru konsumenci zachowują przez okres dwóch lat.
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?